Agnieszka Kuźba
nauczycielka przedszkola, doradczyni w zakresie edukacji naturalnej, ekspertka EduAkcji
Natura oferuje tyle możliwości, że każde dziecko może znaleźć coś, co je fascynuje i inspiruje.
Jesper Juul
Każde dziecko tak naprawdę ma w sobie pierwotne, dzikie serce i potrzebuje wolności, przestrzeni i kontaktu z naturą, aby mogło rozwinąć swoją wyobraźnię i kreatywność. Dlatego nie znajdziecie w tym miejscu scenariusza – jak obchodzić pierwszy dzień wiosny czy święto Ziemi. Jestem wyrazicielką poglądu, że takie święta czy dni to dla dzieci abstrakcja.
Ruch w naturze, swobodna zabawa na świeżym powietrzu to ważna forma aktywności fizycznej i poznawczej dzieci i młodzieży. Ponieważ w ostatnich 30 latach dzieci i młodzież znów spędzają najwięcej czasu w pomieszczeniach zamkniętych, wykonując ciężką pracę umysłową w bezruchu, niezwykle ważne jest, aby zachęcić rodziców i nauczycieli do powrotu do naturalnych aktywności dzieci – potrzebnych człowiekowi od zarania dziejów. Staje się to powoli podstawowym zadaniem dorosłych wobec najmłodszych pokoleń.
Taki najprostszy ruch na świeżym powietrzu, jak chodzenie pieszo w różne miejsca, zbieganie z górki, wdrapywanie się na murki i chodzenie po nich to nie tylko podstawowy przywilej każdego człowieka, ale także świetny sposób na nieustanne poznawanie i rozumienie świata, a przy okazji nawiązywanie relacji z innymi ludźmi i budowanie poczucia własnej wartości.
Co ciekawe, wbrew narzucanym powszechnie stereotypom (kolorowy i bezpieczny plac zabaw oraz estetyczne, utwardzone, zadbane i gustownie wytyczone alejki w starannie utrzymanym parku, jako najlepsze miejsce do spędzania czasu), taki pobyt na świeżym powietrzu wcale nie wymaga wyszukanego miejsca i specjalistycznego sprzętu – można bawić się wszędzie, gdzie jest jakakolwiek przestrzeń do swobodnego poruszania się.
Co nam przeszkadza w korzystaniu z prawa do swobodnego ruchu na świeżym powietrzu, tak oczywistej potrzeby człowieka? Ruchu w środowisku naturalnym – miejscu pobudzającym nasze zmysły i kształtującym wrażliwość na otaczający nas świat. Gdzie nas prowadzi fenomen dziecięcej, swobodnej i niczym nie skrępowanej zabawy, tak pożądanej przez dzieci? Wszędzie, gdzie można swobodnie oddychać i dać upust pomysłom na odgrywanie ról budowniczych kształtującego się świata. Czyli – na trzepaki, do dzikiego sadu, na place budów, na dziedzińce i podwórka, do opuszczonych terenów postindustrialnych czy po prostu na łąkę, nad wodę lub do lasu.
No i las wygrywa! Patyk wygrywa! Jednak przywracanie wagi aktywności fizycznej w trosce o prawidłowy rozwój i pomyślne życie człowieka zaczyna stanowić ostatnio wielkie wyzwanie. Dlaczego?
Estetyczna, nowoczesna sala kontra podwórko
Przyzwyczailiśmy się, że natura jest głupia i nie rozumie człowieka. Że działa przeciwko człowiekowi, trzeba z nią walczyć i na nią wpływać, nadto chronić dzieci przed pobytem w naturalnym środowisku.
Cywilizacja z kolei – z definicji – jest bardzo mądra i najlepiej odpowiada na potrzeby człowieka. Też tak myślicie? Niestety, ale tak nie jest. Uwaga! W rankingu największych edukacyjnych potrzeb dziecka przoduje obecnie…
… Nie, wcale nie zdrowie i ruch na świeżym powietrzu, lecz dostęp do Internetu i nowoczesnych technologii, które najsilniej stymulują rozwój poznawczy. Tymczasem znany neurodydaktyk, profesor Marek Kaczmarzyk, zapytany o wagę ruchu dla prawidłowego funkcjonowania mózgu, stwierdza stanowczo: „Nie ma ważniejszego stymulatora mózgu niż ruch i możliwość percepcji świata wszystkimi zmysłami – zwłaszcza w naturalnej przestrzeni i ze swobodnym wyborem rodzaju aktywności ruchowej”.
Stało się jednak coś bardzo dziwnego. Dynamiczny rozwój cywilizacji wymusił znaczące zmiany w zaspokajaniu potrzeb dzieci i młodzieży. Chociaż wiemy doskonale, czego potrzebują mózg, serce, układ kostny i mięśniowy, dopuściliśmy do sytuacji, gdy dzieci-uczniowie – pozostawieni samym sobie – oczekują podpowiedzi dorosłych: „Co teraz robimy”? Panikują na widok zabrudzonej trawą lub błotem dłoni i odzieży. Podobnie było kiedyś z deprecjonowaniem wartości mleka matki wobec mleka w proszku. Cywilizacja nakłaniała nas do odejścia od tego, co naturalne i najlepsze, ale nie w trosce o dobro niemowlęcia, a w oczekiwaniu na szybki powrót matek do pracy. Bezpieczne, schowane za zamkniętymi drzwiami sale w placówkach edukacyjnych i estetyczne, wyłożone miłą w dotyku, gumową pianką place zabaw mają sprawiać, że dzieci będą zdrowe, bo nienarażone na kontakt z naturą. Błąd, nie tędy droga.
Każdy skrawek trawy, każde drzewo i krzaczek w otoczeniu obiektów edukacyjnych to otwarte „księgi” do badań, eksperymentów czy obserwacji. Nie ma takiej pracowni w przedszkolu czy szkole, tak wyposażonej w pomoce dydaktyczne, jak kawałek wolnej, naturalnej przestrzeni dla dziecka.
Stymulowanie rozmaitych czynności poznawczych poprzez ruch w naturalnym terenie, na świeżym powietrzu – sprzyja tak ważnym procesom, jak:
– budowanie zdrowych relacji międzyludzkich,
– profilaktyka chorób cywilizacyjnych, choćby takich jak depresja, uzależnienie od e-technologii, otyłość, cukrzyca, alergie, dysfunkcje i choroby układu kostnego i narządów ruchu czy problemy krążeniowo-naczyniowe.
Dobre zdrowie fizyczne i psychiczne, niezakłócony rozwój społeczny, budowanie poprawnych i trwałych relacji międzyludzkich oraz odpowiednia jakość życia – wszystko to powinno leżeć w interesie rodziców, nauczycieli i społeczności lokalnych.
Najbliższe, najprostsze, najlepsze
Zabawa w otoczeniu natury ułatwia dzieciom i młodzieży na poznawanie innych oraz dzielenie się emocjami, radością, ciekawością, zainteresowaniami. Uczą się i przekonują, że inne dzieci czy młodzież mają podobne przeżycia – tak samo mogą coś zepsuć albo czegoś się przestraszyć. Mogą wywołać w innych emocje podobne do ich własnych, nazywać je i w sposób akceptowalny na nie reagować.
Zabawa w naturze wymaga również od dzieci i młodzieży współpracy z innymi osobami. Przy budowaniu chatki, układaniu planu postępowania czy próbie wchodzenia na drzewo. Dzieci muszą być silnie zaangażowane we współpracę, rozwiązywać na bieżąco problemy w grupie i pozostawać w żywej relacji z rówieśnikami.
Zabawa w naturze ma wpływ na zdrowie psychiczne i integrację sensoryczną. Raporty z badań jednoznacznie wskazują, że już 20 minut swobodnego kontaktu z naturą skutkuje obniżeniem poziomu stresu i poprawą nastroju. Widzieliście w naturalnej przestrzeni nadpobudliwe czy nazbyt hałaśliwe dziecko? Swobodny ruch w naturze to lek, który dzieci samodzielnie aplikują sobie w odpowiedniej dawce.
Dlaczego więc nie zawierzyć nauce i życiowej praktyce? Podejmijmy tak modny dziś, zwłaszcza wśród młodzieży, „challenge” – postarajmy się zapewnić solidną dawkę ruchu swoim wychowankom i nam samym – również poza budynkiem i niekoniecznie w formie zorganizowanych ćwiczeń gimnastycznych!
Pamiętacie może, jak przygotowywał się do walki z rosyjskim rywalem słynny bokser Rocky Balboa? Nie miał tak idealnych warunków do treningu, jak przeciwnik. Biegał, ale wcale nie na bieżni sterowanej mózgiem komputerowym i bez technologicznego wspomagania, biegał na powietrzu… Ćwiczył wytrwale – nie tylko na ringu z trenerem, skakał przez rowy, balansował na murkach, pokonywał naturalne przeszkody oraz okoliczne górki. Obcował z naturą…
Nie zachęcam do morderczych wyzwań i nie chodzi mi o wielogodzinny, wyczerpujący wysiłek, jak ten podjęty przez kultowego bohatera filmowego czy znanych w świecie sportowców.
Chcę jednak podkreślić, że swobodna aktywność ruchowa nie wymaga białej koszulki i wymyślnych przyborów sportowych. W naszej świadomości powinien raczej ugruntować się pogląd, że dzieci i młodzież muszą przebywać na zewnątrz i być w ruchu, ponieważ jest im to niezbędne do pełnego, prawidłowego rozwoju jak woda, powietrze i słońce.
Zabawa na świeżym powietrzu bez scenariusza
Scott Sampson w książce Jak wychować dzikie dziecko (dzikie nie w sensie przygarnięte przez zwierzęta – jak Mowglie czy Tarzan, a dziecko poukładane ze swoimi najważniejszymi potrzebami rozwojowymi) pisze tak:
„Dla dzikiego dziecka świat jest pełen inspiracji i wyzwań. (…) Wolność i samodzielność są elementami dzikiego dzieciństwa. (…) to czas eksploracji, odkrywania i próbowania różnych rzeczy (…) to czas, w którym dzieci rozwijają swoją kreatywność i wyobraźnię”.
Jak odczytać właściwie te słowa? Czas dzieciństwa i młodości w zgodzie z potrzebami człowieka nie oznacza, że dzieci muszą mieszkać w lesie czy na polanie, aby się jak najlepiej rozwijać. Ważne jest, aby umożliwić im swobodną zabawę, kontakt z naturą i wskazać, jak korzystać z własnych zasobów i bogactw natury. Te bogactwa to nie diamenty czy drewno na opał. W środowisku naturalnym najmłodsi ludzie uczą się, jak radzić sobie z różnymi niegroźnymi wyzwaniami, żyć w harmonii ze sobą i ze światem.
Możemy stworzyć takie warunki rozwoju dla naszych dzieci, wykorzystać lokalne możliwości – choćby niewielkie – i czerpać wsparcie z NATURY-NAUCZYCIELKI w sposób łatwy i bezpieczny, dla nas i naszych wychowanków.
„Natura er dit bedste legetøj” – z duńskiego znaczy „Natura jest lepsza od zorganizowanej zabawy”. Założyciel pierwszych przedszkoli, Froebl, nazywał je nie bez przyczyny ogrodami dziecięcymi. Polskie ogródki jordanowskie znalazły swoje miejsce również w naturze.
Z kolei duńskie matki i ojcowie, propagatorzy idei pierwszych przedszkoli bliskich naturze – leśnych, nadmorskich, parkowych oraz pasjonaci, praktycy i naukowcy – łączą się w refleksji, iż każde dziecko tak naprawdę ma w sobie pierwotne, dzikie serce i potrzebuje wolności, przestrzeni oraz kontaktu z naturą, aby mogło rozwinąć swoją wyobraźnię i kreatywność.
Dlatego nie znajdziecie w tym miejscu scenariusza, jak obchodzić pierwszy dzień wiosny czy święto Ziemi. Jestem wyrazicielką poglądu, że takie święta czy dni to dla dzieci abstrakcja. Po pierwsze, dzieci nie mają jeszcze ukształtowanego poczucia czasu. Po drugie, często opowiadamy im o czymś, co jest naszym wymysłem, a dzieci – jak wiemy z psychologii – biorą wszystko dosłownie. I po trzecie, jest w tym świętowaniu pewna przewrotność.
Oto dzieci (czy raczej dorośli) tworzą barwną, symboliczną postać (są nawet konkursy na najładniejsze Marzanny) – często z nierecyklingowalnych materiałów, aby ją potem w świątecznym korowodzie… spalić lub utopić! No hallo!!!
Pierwszy dzień… ciepłego wiatru
Przesilenie wiosenne było ważną datą wówczas, kiedy skręconą z suchych fragmentów zeszłorocznych roślin, „brzydką” marcową pannę, symbolicznie pozbawialiśmy mocy trzymania w okowach śniegu i lodu poprzez ogień czy wodę. Śpiewaliśmy głośno: „Płyń sobie Marzanno szemrzącym potokiem, na morze szerokie, na morze głębokie, zgiń, przepadnij zimo i nie wracaj do nas, na nadejście wiosny otwórzmy ramiona”. Czekaliśmy na tę chwilę cały dłużący się przednówek, ochoczo jedliśmy pierwsze bazie leszczyn, grzyby uszaki, płatki upędzonych w domu forsycji i wiśni.
Obecnie – to po prostu impreza, z którą dziecko nie potrafi się zidentyfikować, która nie ma wiele wspólnego ze znajomością cykli zachodzących w przyrodzie. Dzieci lubią zimę. Chciałyby jak najdłużej szaleć na śniegu. Palenie czy rzucanie do wody kolorowej kukły nie jest dla nich radosnym przeżyciem, a co najmniej dziwnym.
Podobnie jest z obchodami Dnia Ziemi. Cały rok nie zabieramy na spacer z dziećmi i młodzieżą toreb foliowych na śmieci, a w tym świątecznym dniu zbieramy całe wory nieczystości pozostawionych przez dorosłych.
Jak więc ugryźć temat obchodów świąt i dni związanych z przyrodą? Szacunek i rozumienie funkcjonowania natury to długi proces. Zadajmy sobie pytanie: po co nam obchody pierwszego dnia wiosny czy Dnia Ziemi? Jaki jest istotny cel, który osiągniemy organizując takie uroczystości?
Warto jak najczęściej wędrować z dziećmi w naturze. Warto znajdować wspólnie i wskazywać zmiany zachodzące w przyrodzie, opowiadać o nich tak, żeby dzieci zrozumiały ich sens i przyswoiły znaczenie. Pierwszy dzień wiosny nie jest dniem wyjątkowym w pracy placówki edukacyjnej – podobnie jak pierwszy dzień zimy czy jesieni. Dopiero poczucie odrodzenia, którego doświadczamy, czując ciepły wiatr we włosach i patrząc na pierwsze wiosenne kwiaty, jest świętem. Jak nauczyć takich doznań dziecko?
Aby tak się stało – potrzebują one codziennych albo możliwie częstych, niespiesznych spacerów na świeżym powietrzu, bez planu na wielką dydaktykę. Natura każdego dnia jest inna, więc każdego dnia możemy świętować różne przejawy jej życia. Oto przykład.
W ubiegłym tygodniu dzieci znalazły dżdżownicę. Obserwacjom i pytaniom nie było końca. Podobnie można uczynić z każdym znalezionym przez dzieci lub wskazanym przez nas dziecięcym „skarbem”. Wtedy powinna „wjechać” jak na tacy dydaktyka i metodyka trzech Z. Moich trzech zet, które zawsze działają – na dzieci, na młodzież i na dorosłych.
Zachwycić się! Zrozumieć! Zapamiętać!
Udanej wiosny. Udanego codziennego świętowania.
Podziel się ze znajomymi