Gdy dziecko zaczyna odpowiadać nam na pytania, my, rodzice jesteśmy z siebie dumni. Nie popełniliśmy zbyt wielu błędów związanych z pracą nad rozwojem mowy: nie zdrabnialiśmy, nie zagadywaliśmy. Pytaliśmy i czekaliśmy na odpowiedzi. I wtedy przyszedł ten zadziwiający moment…
fot.: Daiga Ellaby, źródło: www.unsplash.com
Nim oddamy głos dzieciom, posłuchajmy co mówi specjalistka. Dagmara Śmiałkowska, ekspertka Edukacji, logopeda i terapeuta mowy podaje w naszym podcaście – z namaszczeniem! – pierwszą zasadę pracy z dzieckiem z problemami mowy: pytamy, pytamy i jeszcze raz pytamy. Pytamy o wszystko i tak rozwijamy zdolności: nazywania, odmiany, kategoryzowania rzeczy oraz wymowy. I to jest ok.
– Co to?
– Buła.
– Co jesz?
– Bułę.
Od prostych pytań do…
Sam widziałem, jak tę bułę u pani logopedy w gabinecie dziecko jadło i odpowiadało: jem bułę (w przerwach między żuciem). Wiem też, że tymi pytaniami można zajść w języku bardzo daleko. W parku rozmowa pójdzie tak:
– Co to?
– Drzewo.
– A to?
– Krzak – Dziecko nie powie “krzew”. Nie oszukujmy się.
– Jaki kolor ma krzak?
– Żółty.
– A ten?
– Zielony.
– Który jest wyższy?
– Żółty.
I to już nie jest łatwa rozmowa.
Pytania rozwijają mowę
Nasze pojętne dziecko, aby odpowiedzieć na takie pytania jak powyżej musi rozumieć różnicę między drzewem a krzewem, czyli kategoryzować otoczenie, a to spory wysiłek językowo-intelektualny. Podobnie jest z kolorami. Ich znajomość pozwala odróżniać przedmioty od siebie w ramach tej samej kategorii. Krzewy: żółta forsycja i zielony rododendron nagle zyskują szczegóły, których z czasem w umyśle dziecka pojawi się więcej. No i nasz podopieczny może te przedmioty z jednej kategorii zestawić ze sobą według abstrakcyjnych miar jak wysoki i niski. Ach i jeszcze coś, dziecko wymawia: żółty! Owszem, czasem brzmi to “źty” ale już brzmi. Bo forscycja jest żółta.
Cierpliwości. Terapia przynosi efekty
Gdy dziecko zaczyna odpowiadać nam na pytania, my, rodzice niemówiącego dziecka jesteśmy z siebie dumni. Nie popełniliśmy zbyt wielu błędów związanych z pracą nad rozwojem mowy: nie zdrabnialiśmy, nie zagadywaliśmy. Pytaliśmy i czekaliśmy na odpowiedzi. I wtedy przyszedł ten zadziwiający moment. Dziecko zabrało nam głos! Jak to się stało?
– Co to? – Pyta tata zgodnie z nauką logopedy.
– Auto.
– Co robi auto? – Prowadzi pytaniami tata.
– Gdzie jedzie auto? – Dziecko odpowiada pytaniem na pytanie.
– Auto jedzie do miasta. A ty gdzie jedziesz? – Wraca do głosu tata.
– Do miasta. A, a, a kto jedzie autem? – Pyta dziecko.
– Autem jedzie pani. – Odpowiada tata. Ale zaraz. To tata miał pytać, a dziecko odpowiadać, kategoryzować i inne takie rzeczy…
– A dlaczego? Pyta niestrudzone dziecko.
– Bo jedzie do pracy – rezygnuje ze swoich pytań tata.
– A dlaczego? – Pyta dziecko.
– Bo dorośli pracują.
– A dlaczego pa-pani pra-pracuje?
– Bo… – tata myśli i odpowiada – bo pani lubi, bo dostaje za to pieniądze, bo pomaga…
– A co pomaga-pomaga? – dziecko wciąż wolniej mówi niż myśli – Co pomaga pani?
– Komu – prostuje ojciec.
– Komu pomaga Pani?
– Nie wiem – Odpowiada bezradnie tata.
Pigułka wiedzy
Podstawowa metoda pracy terapeuty mowy to pytania, które pozwalają dziecku rozwijać mowę: od sylab przez nazwy osób i rzeczy do ich odmiany, łączenia tych nazw, a więc rzeczowników i czasowników w zdania.
Najczęstsze błędy popełniane przez rodziców i opiekunów w pracy nad rozwojem mowy dziecka to: brak zadawania pytań, zdrabnianie (zdrobnienie tworzy nowy, często trudniejszy wyraz), rozpoczynanie słów przez opiekunów (a więc zwalnia z tej czynności dziecko) oraz zbyt długie zdania kierowane do dziecka (dziecko przestaje rozumieć całość komunikatu).
Koniec. Dziecko przejęło rozmowę
Nici z ćwiczeń, z zadawania pytań, z odpowiedzi w dopełniaczu, bierniku, narzędniku. Mamy nieprawną kanonadę pytań. “Po co?” myli się z “dlaczego?”, a jedno i drugie pada częściej niż odpowiedzi. Trzeba by tu spytać Dagmary Śmiałkowskiej, jaki to przynosi efekt dziecku, skoro odpowiedzi jest tak mało. Ale co jest w tym najlepsze?
Że nasze dziecko mówi i chce mówić. Jest tak samo “w-kochany-sposób-męczące- z-naciskiem-na-męczące”, jak te dookoła, które “nawijają” cały czas, bez przerwy. No i pytają. Niestrudzenie, bez wytchnienia. Bo umysł potrzebuje pokarmu, żeby rozwijać się i rosnąć. Zresztą przypomina mi się scena z czasu, gdy jeszcze nie miałem dzieci. Na poczcie polskiej wszedł taki “okaz pytań lat” “ctery i pół” z mamą do poczekalni i rozbroił wszystkich w 20 minut. Cała poczta odpowiadała. “A po co są listy? A po co okienko? A po co znaczek?” Tak, po to jest mowa, żeby być blisko innych i rozumienia siebie. Nawet we frustrującej kolejce pośród z początku wrogich ludzi. Może nawet zwłaszcza tam.
O co dziś zapytasz dziecko?
A zatem? My wszyscy, opiekunowie i rodzice dzieci z problemami mowy i Wy, rodzice i opiekunowie dzieci bez problemów z mową: ćwiczmy i pytajmy, jak zaleca logopeda.
I nie dziwmy się, gdy dzieci zaczynają same pytać i mówić. Sukces w rozwoju mowy jest możliwy i przychodzi szybciej niż myślicie. Do dziś pamiętam ulgę tej matki na poczcie, że jej dzieckiem zajęła się kolejka. Nie musiała odpowiadać. Przecież o to chodzi w tej całej mowie. Iść do ludzi. Nawet obcych. Z początku wszyscy poza mamą są obcy.
Zainspirowany podcastem, do którego oglądania gorąco zachęca, napisał:
Wojciech Albiński, redaktor bloga EduAkcji
Niech skorzystają też inni